sobota, 19 stycznia 2013

jak to się zaczęło...

Zuzia rozpoczęła swoją egzystencję pewnej kwietniowej nocy, a w mojej głowie zakiełkowała myśl o niej na początku maja. W moje imieniny, dziewiątego, postanowiłam zrobić test. Wynik specjalnie mnie nie zaskoczył, gdzieś tam podświadomie wiedziałam, że ona już JEST. Trzeba było jednak powiadomić Zuziotatę, a także Zuziobabkodziadków, a że z Zuziotatą byliśmy właśnie w trakcie organizacji ślubu wszystko to wydawało się jakieś takie "dzikie".
Po początkowym szoku wyżej wymienieni okazali się bardzo uradowani wiadomością o Zuzi, zapisałam się do lekarza i tak zaczęła się Zuziociąża. Nie była to ciąża łatwa. A może inaczej - jej pierwsza połowa była sielanką, druga natomiast wiecznym stresem i nerwowym odliczaniem każdego tygodnia. Do września było naprawdę przemiło, brzuszka prawie brak, samopoczucie idealne, no cud miód. Często nawet zapominałam o tym, że jestem w ciąży... Od wrześniowej wizyty u lekarza i stwierdzenia małowodzia, pobytu w szpitalu i straszeniu mnie różnymi chorobami jakie Zuzia może mieć bajka się skończyła. Przeczesywałam internet w poszukiwaniu przeróżnych przypadłości niemowlęcych, chorób wrodzonych i Bóg wie czego jeszcze, zaczęłam się modlić, często płakałam. Trudno jest wspominać tamte chwile, jednak gdyby nie Zuziotata i Zuziobabkodziadki, myślę, że nie przetrwałabym tego wszystkiego.
28 grudnia 2012 roku, a był to 39 tydzień ciąży, lekarze wypakowali Zuzię z mojego brzucha - było to cesarskie cięcie, bo uparciuszek nie chciał się przekręcić i leżał sobie pośladkowo. Dostała tylko 7 punktów Apgar w pierwszej minucie, w trzeciej nadrobiła do 9. Była jednak cała i zdrowa. I jak na razie dalej tak jest. Wyszłyśmy do domu w Sylwestra, czyli w czwartej dobie po cesarce,  i w Nowy Rok wkroczyliśmy już będąc szczęśliwą trzyosobową rodzinką...


2 komentarze:

  1. To wesołego mieliście sylwestra :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem szczerze,że ja byłam tak wykończona i Zuzia też, że nawet północy nie doczekałyśmy :) zasnęłyśmy o 22 :D

    OdpowiedzUsuń