czwartek, 31 stycznia 2013

Wizyta

Mieszkamy z Zuziobabkodziadkami. Moimi rodzicami. W weekend odwiedzili nas rodzice Zuziotaty. Mieszkają ponad 200 kilometrów od nas i nie są zmotoryzowani, więc była to ich pierwsza wizyta u nas od narodzin Zuziaka.
Młoda spisała się na medal, nie marudziła, dawała się wszystkim brać na rączki i uśmiechała się modelowo. Zaprezentowała też szeroką gamę swoich pięknych ubranek, ulewając na dwa kaftaniki pod rząd i zmuszając nas do przebieranek.
Dziadek Wizytujący nas był spokojny, ruchy miał ostrożne, nie narzucał się Zuzi wcale. Wręcz był nią onieśmielony. Babcia Wizytująca to jednak całkiem co innego. Była wszędzie. Doglądała, sprawdzała, nie mogła się Zuzią nacieszyć. Zresztą trudno się dziwić. Moja mama jest z nami na co dzień. Widzi jak Zuź rośnie, jak się zmienia, była w zasadzie z nami od momentu jej narodzin.
Żałuję, że Zuzia nie ma takiej sytuacji, jaką miałam i mam ja. Babcie i dziadkowie z obu stron mieszkają w jednej miejscowości, mogą wpaść w każdej chwili i jest że tak powiem sprawiedliwie.
Nie faworyzowałam nigdy ani jednej babci ani drugiej, podobnie z dziadkami. Boję się trochę, że Zuzia będzie faworyzować moich rodziców.
No cóż, będziemy walczyć, żeby tak nie było, choć myślę, że będzie to trudne zadanie.

sobota, 26 stycznia 2013

Noworodek - co mnie zaskoczyło?

W ciąży przygotowywałam się do bycia mamą, dużo czytałam, oglądałam programy o maluszkach, chodziłam z Zuziotatą do szkoły rodzenia. Teraz dochodzę do wniosku, że nie da się jednak w stu procentach przygotować do spotkania z takim nowym małym człowieczkiem. Choćbyśmy byli nie wiem jak wyedukowani i logistycznie gotowi do tematu, zawsze napotkamy coś, co wyda nam się nowe / dziwne / zaskakujące. W końcu to jest spotkanie z indywidualistą, nowym człowiekiem, OSOBOWOŚCIĄ.
Ja nie wiedziałam, że:
- dziecko po wyjęciu z brzucha przez cesarskie cięcie z położenia miednicowego ma podkurczone nogi, które zakłada na siebie (prawie na głowę) non stop i prostują się one całkiem po kilku miesiącach;
- po położeniu na klatce piersiowej mamy dziecko od razu instynktownie szuka piersi i pełza w jej kierunku;
-  niemowlę może mieć tak silny odruch ssania, że przysysa się do wszystkiego, nie tylko do samej brodawki i sutka ale też na przykład do skóry obok;
- pępowinka jest zaciśnięta plastikowym zatrzaskiem;
- odruch Moro jest taki śmieszny i fascynujący;
- taki mały człowiek może robić tyle kupy na raz, i do tego tak głośno;
- kupa po mleku kobiecym jest żółciutka;
- można od pierwszych godzin życia malucha obserwować bardzo bogatą mimikę twarzy, szczególnie podczas robienia kupy;
- jest coś takiego jak hormonalne zmiany skórne;
- podczas zmiany pieluchy często można zostać obsikanym;
- w początkowej fazie ssania z pełnej piersi dziecko może się krztusić i wygląda przy tym, jakby traciło życie;
 -paznokcie malucha tak szybko rosną. 

Poza tym, z technicznych rzeczy nie miałam pojęcia, że:
- są takie pampersy, które sygnalizują z zewnątrz, że pielucha jest mokra;
- ogólnie pampersy tyle kosztują i tyle się ich zużywa na dobę (u nas początkowo koło 10, teraz ok.7);
- body to będzie nasze ulubione wdzianko;
- kaftaników nigdy dość.

Cóż, człowiek uczy się całe życie ;) Pewnie niedługo będę musiała uaktualnić tę listę.    


czwartek, 24 stycznia 2013

Kosz Mojżesza

Zuzia dostała kosz w prezencie gwiazdkowym od babkodziadków. Ujawnił się on w naszym domu dopiero po tym, jak wróciliśmy ze szpitala i, prawdę mówiąc, uratował nam tyłki.
Zuzia była po urodzeniu tak mała (2560 g) że w łóżeczku zapewne zginęłaby między kołdrą a prześcieradłem. W koszyku natomiast czuje się całkiem nieźle. Oczywiście to nie to co łóżko rodziców i wtulenie w mamę lub tatę, ale tragedii nie ma.
Koszyk jest w kolorze beżowo-kawo-mlekowym, ma ładną budkę, która niestety czasami opada, ale zwykle dobrze chroni Zuziooczka przed ostrym światłem lampy. Jest też przesłodka kołderka i miękki materacyk.
Jako rzecznik mojej córki muszę przyznać, że jest to prezent trafiony w dziesiątkę. Łóżeczko stoi i się kurzy, a kosz święci tryumfy. Ciekawe tylko na jak długo wystarczy nam ten wynalazek, bo Zuź nam tyje ponad 300 gram tygodniowo, więc pewnie wagowo szybko dogoni hipopotama. No nic, poczekamy, zobaczymy ;)

wtorek, 22 stycznia 2013

UeSGie wszystko wie

W ciąży mamy trzy obowiązkowe badania USG - między 11 a 14 tygodniem, między 18 a 23 tygodniem oraz między 28 a 32 tygodniem. Dobrze jest gdy takie USG wykonuje lekarz doświadczony, praktykujący długo na sprzęcie którym bada, potrafiący rozpoznawać wady płodu. Naprawdę nie warto iść do pierwszego lepszego ginekologa, który ma dobry sprzęt. To nie znaczy że zna się na ultrasonografii.
W Zuziociąży miałyśmy dość dużo badań USG. Początkowo dwa standardowe - w 13 i 22 tygodniu. Potem w szpitalu kilka i po wypisie co dwa tygodnie kontrolnie.
Co do szpitalnego USG - leżałyśmy z Zuzią w bardzo poważnej, specjalistycznej placówce, przebadano tam nas od stóp do głów i wykluczono jakiekolwiek wady płodu. Wierzyłam tym lekarzom, uspokoili mnie. Nie na długo jednak.
Po powrocie do domu skusił mnie "doktor z dobrym sprzętem" i poszłam do niego na kontrolę ilości wód płodowych. Wyszłam z płaczem, bo szanowny "specjalista" wykrył nam przepuklinę przeponową i stopę końsko-szpotawą. Było to zaledwie dwa tygodnie po badaniach szpitalnych. Przez resztę ciąży trzęsłam się w obawie o to, czy Mała urodzi się chora, czy nie trzeba będzie jej reanimować po porodzie, czy nie ma wady wrodzonej przepony uniemożliwiającej oddychanie...
Kobieta w ciąży nakręca się strasznie. Wszystkim. Dlaczego są lekarze, którzy niepotrzebnie to nakręcanie potęgują? Przecież można delikatniej, można powiedzieć, że jest małe prawdopodobieństwo wady, ale że proszę przyjść za jakiś czas i zweryfikujemy sprawę. Można tak, czy nie? Oczywiście, że można. Nie wszyscy lekarze jednak są ludzcy.

Szkoda, że dopiero krótko przed porodem trafiłam na ten artykuł, który bardzo mnie poruszył. Może gdybym znalazła go wcześniej stresowałabym się mniej i krócej.

A Zuzia? Jest jak na razie zdrowa jak rydz. No, poza małym katarem, który aktualnie obie mamy.

sobota, 19 stycznia 2013

badania w ciąży

Dziś już wiem... Będąc jednak zaskoczoną informacją o ciąży, w wirze innych wydarzeń życiowych nie miałam kiedy się dowiedzieć. Poinformowana również nie zostałam. O czym? O badaniach, które każda kobieta powinna wykonać PRZED zajściem w ciążę lub też na samym jej początku.
Są to: (wytłuściłam moje badania)
- badanie grupy krwi
- poziom glukozy
- badanie ogólne moczu
- morfologia oraz płytki krwi
- krzepliwość krwi
- badanie na obecność przeciwciał toksoplazmozy
- badanie na obecność przeciwciał wirusa cytomegalii
- badania na obecność przeciwciał różyczki
- hormonalne badania tarczycy
- badanie na obecność antygenu HBS
- cytologia i czystość pochwy
- USG narządu rodnego i piersi
- WR
- Przeciwciała anty-HCV
- Przeciwciała anty-HIV1/HIV2
- Poziom kwasu foliowego w surowicy.
- Poziom żelaza w surowicy
Poza tym:
 - najwcześniej, bo minimum pół roku przed planowaną ciążą, kobieta powinna zaszczepić się przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu A i B (zalecane szczególnie kobietom pracującym w dużych skupiskach ludzi). Szczepienie ma na celu ochronę przed zakażeniem WZW w ciąży, ale też podczas zabiegów przy porodzie. Byłam szczepiona.
- jeśli wynik badania na przeciwciała różyczki będzie ujemny – trzeba się zaszczepić. Po tym szczepieniu planowane poczęcie trzeba odłożyć o 3 miesiące. Szczepienie to chroni przed zarażeniem się różyczką, która jest wyjątkowo groźna dla płodu. Zarażenie się różyczką podczas pierwszych 12 tygodni ciąży jest bardzo niebezpieczne – oznacza możliwość urodzenia dziecka głuchego, ociemniałego lub upośledzonego. Również byłam szczepiona.
- jeśli ciąża planowana jest na okres jesienno – zimowy, warto zaszczepić się również na grypę. To szczepienie powinno zostać przeprowadzone min 2 miesiące przed planowanym poczęciem. Szczepionka chroni przed zachorowaniem i łagodzi stany chorobowe, zmniejsza ryzyko ciężkich powikłań pogrypowych zarówno matki jak i u dziecka.

Być może to ja żyję w zaściankowej mieścinie, gdzie nie robi się takich badań, może poszłam do złego lekarza... Tak czy inaczej to, że nie zrobiłam badań hormonów tarczycy i krzepliwości krwi poskutkowało. Zuziociąża była zagrożona, pojawiło się małowodzie, miałam niedoczynność tarczycy, a moja krew krzepła zbyt szybko. Po pobycie w szpitalu w 23-25 tygodniu ciąży wyszło wszystko czarno na białym. Leki podziałały, ale do dziś zadaję sobie pytanie co by było gdyby jednak było za późno na leki... Niedobór hormonów tarczycy w ciąży skutkuje tym, nadkrzepliwość tym, a małowodzie tym. Poza tym wszystko razem skutkuje mega stresem o ciążę, dziecko i nawet o siebie.

Endokrynolog powiedział mi w 25 tygodniu ciąży: "No, to teraz w następnej ciąży będzie pani wiedziała co sobie zbadać i jak pilnować ginekologa żeby skierował tam gdzie trzeba". To chyba podsumowuje wszystko. Jak zawsze o swoją (i w tym wypadku o maluszkową) dupkę trzeba zadbać samemu.

jak to się zaczęło...

Zuzia rozpoczęła swoją egzystencję pewnej kwietniowej nocy, a w mojej głowie zakiełkowała myśl o niej na początku maja. W moje imieniny, dziewiątego, postanowiłam zrobić test. Wynik specjalnie mnie nie zaskoczył, gdzieś tam podświadomie wiedziałam, że ona już JEST. Trzeba było jednak powiadomić Zuziotatę, a także Zuziobabkodziadków, a że z Zuziotatą byliśmy właśnie w trakcie organizacji ślubu wszystko to wydawało się jakieś takie "dzikie".
Po początkowym szoku wyżej wymienieni okazali się bardzo uradowani wiadomością o Zuzi, zapisałam się do lekarza i tak zaczęła się Zuziociąża. Nie była to ciąża łatwa. A może inaczej - jej pierwsza połowa była sielanką, druga natomiast wiecznym stresem i nerwowym odliczaniem każdego tygodnia. Do września było naprawdę przemiło, brzuszka prawie brak, samopoczucie idealne, no cud miód. Często nawet zapominałam o tym, że jestem w ciąży... Od wrześniowej wizyty u lekarza i stwierdzenia małowodzia, pobytu w szpitalu i straszeniu mnie różnymi chorobami jakie Zuzia może mieć bajka się skończyła. Przeczesywałam internet w poszukiwaniu przeróżnych przypadłości niemowlęcych, chorób wrodzonych i Bóg wie czego jeszcze, zaczęłam się modlić, często płakałam. Trudno jest wspominać tamte chwile, jednak gdyby nie Zuziotata i Zuziobabkodziadki, myślę, że nie przetrwałabym tego wszystkiego.
28 grudnia 2012 roku, a był to 39 tydzień ciąży, lekarze wypakowali Zuzię z mojego brzucha - było to cesarskie cięcie, bo uparciuszek nie chciał się przekręcić i leżał sobie pośladkowo. Dostała tylko 7 punktów Apgar w pierwszej minucie, w trzeciej nadrobiła do 9. Była jednak cała i zdrowa. I jak na razie dalej tak jest. Wyszłyśmy do domu w Sylwestra, czyli w czwartej dobie po cesarce,  i w Nowy Rok wkroczyliśmy już będąc szczęśliwą trzyosobową rodzinką...